Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/157

Ta strona została skorygowana.

i szpiegowanego, wychodził zwycięzko. Od początku objadu, oświadczywszy, że nad jeden kieliszek wina nie pija, starał się utrzymać jak najprzytomniéj i jak najchłodniéj. Wyzywany do nowego przemówienia zbywał grzecznie półsłowami, ale przybycie nowego posiłku wkrótce miało go z tego wstrzemięźliwego wywieść milczenia.
Młodzi panowie, którzy przybyli z zamiarem skompromitowania i okrycia konfuzją śmiałka, zabrali się czynnie do dzieła; zarzucono go pytaniami, kniaź jeszcze milczał; wstano od stołu, a towarzystwo, przeszedłszy do górnego salonu, formalnie obległo Konstantego. Otoczono go kołem.
Znany z dowcipu jeden z najmłodszych szambelanów królewskich przyczepił się drapieżnie do kniazia.
— Mości książe! — rzekł — swoją djatrybą dnia wczorajszego zabiliście nam ćwieka.... Proszę was, powiedzcie nam szczerze, co to było: czy chęć odznaczenia się, czy istotne wypowiedzenie wojny całemu społeczeństwu?