Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/159

Ta strona została skorygowana.

rozumieją, wszystko jest tylko szumem i hałasem bez znaczenia — rzekł kniaź.
— To ostre — szepnął dowcipniś, który dowcipu się swego nie mógł doczekać. — Gdzież największe winy są potępionéj przez was społeczności?
— U góry — odparł Konstanty. — Tam są największe obowiązki, tam najcięższe grzechy. Gubi Polskę arystokracja, która ma powołanie ją ocalić. Stan uprzywilejowany używa przywileju dla wygody swéj, rozumie swe prawa, a nie chce znać obowiązków. Spółeczność zgrzybiała, ztrupieszała, musi chyba od dołu, od pnia odpuścić.
— A! rozumiem — rzekł szambelan — cóż z nami, czy wytruć jak muchy, czy wystrzelać jak wilki, czy wytopić?
— Wszystkiego tego nie będzie potrzeba, bo sami się wytrujecie, wystrzelacie i wytopicie. Upadek jest widoczny, dogorywanie jawne.
— Naśladowanie z francuzkiego — szepnął ktoś z boku.
— Pozwól sobie książę powiedzieć —