był przychodzić do gości, zapytać, czy czego nie potrzebowali lub nie mieli zażaleń.
Pan Grzegórz mimo powierzchowności na pierwszy rzut oka niezbyt pociągającéj, olbrzymiego wzrostu, rudego włosa, gdy usta otworzył i uśmiechnął się, stawał się tak miły, a umiał tak sobie z gośćmi poczynać trafnie, iż najtrudniejszych zawsze ułagodził i zadowolnił. Ale burdy u siebie nie ścierpiał i pomocy niczyjéj w przypadku jakiéj zawieruchy nie potrzebował, bo sam jeden śmiało na trzech i czterech mógł się porwać, a gdy stołek za nogę pochwycił i podniósł go do góry, najśmielsi uciekali za drzwi.
Rzadko mu się to przytrafiało, bo człowiek był wielce przezorny i gdy się zabierało na pijatykę, miał oko na gości, a tym, którzy miarę przebrali, wprost trunku odmawiał.
Znano go i z téj strony, że gdy, jak się to często w owe czasy trafiało, szlachcic się znalazł biedny, którego interes do Warszawy ściągnął, a ona mu grosz wy-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/163
Ta strona została skorygowana.