dać i wyrzec się z żalem posiłkowania księciu.
Metlica, który na tę groźbę ręce załamał, poskoczył do mecenasa.
— Królu mój a dobrodzieju — zawołał gorąco — a czy się to będzie godziło opuścić sierotę?.. Daruj mi, dosyć spraw obrabiacie dla miłości własnéj... godziłoby się dla Bożéj także coś zrobić.
Mecenas się zmarszczył obrażony.
— Asindziéj mnie będziesz uczył?
— Będę prosił — podchwycił Grzegorz — proszę, ale... o pupilla mi chodzi i o was razem. Więc dlatego, że wszyscy go prześladować będą, to i wy pójdziecie z niemi?
— Dlatego, że ja głową muru nie przebiję — zawołał Mierzyński — to darmo! papiery niedostateczne, sprawa zawikłana i zadawniona, dobra w rękach cudzych, grosza nie ma... i w dodatku spisek ogólny przeciwko nam.
— Ale cóż za spisek! co za spisek! — zapytał przerażony Metlica.
— A posłuchajno waść, co prawią! Już
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/171
Ta strona została skorygowana.