Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/175

Ta strona została skorygowana.

otwarty... nie ruszono nic... dokumenta wszystkie znikły....
— To nie może być! — krzyknął Metlica — ja zrana jeszcze poukładałem wszystko, na drzwi te kazałem mieć oko... to nie może być.. książę źle szukałeś.
Wszyscy jak stali, nie wyjmując mecenasa nawet, spiesznie pobiegli na górę.
W istocie izdebka była otworzona wytrychem niezgrabnie, zamek nosił jeszcze jego ślady... Papiery związane w plikach, złożone były w części na stole, częścią w niezamkniętym sepeciku, w którym przyjechały. Nietylko te, które były na widoku, ale i reszta z kuferka stojącego otworem wyjętą została... Trochę ubogiego mienia, sukni i bielizny... zostawiono nietknięte. Widoczném było, że złodziejowi szło o pochwycenie dokumentów
W ponurém milczeniu Konstanty spojrzał, westchnął, ścisnął rękę Metlicy i siadł na łóżku. Strata była niepowetowana, straszna... cios niewynagrodzony... Trudno się było spodziewać odszukania zguby, ten kto pochwycił papiery, musiał je