Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/177

Ta strona została skorygowana.

Metlica smutnie pochylony nad stołem dumał, nie mówiąc słowa. Mierzyński po kilku słowach kondolencji ścisnął rękę Konstantego.
— Tak jak dziś rzeczy stanęły, — rzekł, — ja procesu nie wyrzeknę się nigdy... Bądź co bądź, pójdziemy przed kratki choć z gołemi rękami... zresztą są po świecie akta...
Widząc kniazia tak przybitym, iż słowa wymówić nie mógł, Metlica z żoną i córką poczęli go tak prosić i naglić, ażeby sam nie zostawał i zszedł z niemi na dół, że się wreszcie dał namówić. Tu dopiero siadłszy nad stołem, chłopak rozpłakał się rzewnie.
Znając siłę jego charakteru Grzegórz, niewymownie zdziwił się temu.
— Mości książe! — zawołał, — wy! płakać dla takiéj straty?
— A wiesz ty, jaka to strata? — odparł cicho Konstanty, — czy sądzisz, że płaczę po straconéj nadziei wygrania procesu. O, nie! Z temi papierami zabrano mi, co miałem najdroższego, listy matki,