Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/18

Ta strona została skorygowana.

rzy mojéj nie widział; zmienię głos, aby nie wiedział, czym stara czy młoda.
Nina się rozśmiała.
— Ty to potrafisz!
— No, zobaczysz. Przyjadę do ciebie, konie zostaną w dziedzińcu, my wymkniemy się pieszo furtką od ogrodu; weźmiemy fjakra i w godzinę powrócimy. A! — poczęła, ręce łamiąc z niecierpliwości i główkę przechylając — jaka ja jestem ciekawa, co on mi powie.
— No, a jeśli co strasznego?
— To nie może być! — zakrzyczała Gietta i nagle zamilkła.
— Ale gdyby...
Nastąpiła chwila milczenia.
— Ty zawsze marzysz o czémś straszném, tobie strachy tylko w głowie. Co ma być strasznego i dlaczego? Gdyby nawet... No, to powiedzże mi, jak się tu powstrzymać?... Wszystkie tam były, mówię ci, nasze panie... do jednéj.
— A cóż im mówił?
— A, właśnie żadna powtórzyć nie chce; ale musiało to być coś nadzwyczaj-