Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/181

Ta strona została skorygowana.

faktora i usłużnego człowieka, posługiwano się nim chętnie, wiedział on wszystko... nie poszlakowano go nigdy, aby coś nieuczciwego popełnił, ale to pewna, że on jeden znał tajemnice Marywilu i snujących się po nim ludzi, i że w wielu razach, nie chcąc wydać złodziejów, potrafił skradzione rzeczy odzyskać. Policja ówczesna była żadną prawie, a zbyt by téż wiele miała do czynienia, gdyby chciała śledzić wszystkie nadużycia stolicy, do któréj bez żadnéj kontroli z całego świata płynęli awanturnicy i oszuści.
Wieczór spływał na smutnéj urywanéj rozmowie, którą napróżno Julka starała się uśmiechem wymuszonym ożywić; było już późno w noc, gdy Hirsz zjawił się we drzwiach, ale tym razem w czarnéj opończy.
Metlica poskoczył ku niemu.
— Wiesz co?
— Tak jak nic — odezwał się Żyd.
— Mów proszę... coś się dowiedział?
— Mogę panu tylko jedną rzecz zaręczyć, a choćby i poprzysiądz — uroczy-