pośredniczyła do zgody z tą dziecinnie roztrzepaną Giettą, nieprawdaż?
Starosta zerwał się z krzesła.
— Na miłość Boga, ani słowa o tém, to zgoda niemożliwa, bo to jest lalka bez serca... Ona będzie się bawić do śmierci, kochać nigdy, ja się nią brzydzę.
— Ale cóż, jeśli nie to jedno jest w méj mocy? — spytała kasztelanowa.
Starosta spojrzał jéj w oczy i ujął rękę drżącą.
— A! pani, — rzekł, — przypomnij! przypomnij...
— Zapomniałam, wszystko...
— To być nie może! ja pamiętam...
— Dla mnie przeszłość zamknięta... — pocichu mówiła kasztelanowa, — do niéj się nie wraca...
— Pani jesteś surową nad miarę. Wiele potrzeba przebaczyć.
— Tak... wiele, ale nie wszystko... — dodała kasztelanowa cicho, wstała i oddaliła się zwolna.
Starosta powiódł za nią rozpaczliwém
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/187
Ta strona została skorygowana.