— Ciekawym, — mówił głośno, — kto mu za przyjaciela służyć będzie... wątpię, żeby Siemionowicz, mógłby dostać kataru... Chyba kuchmistrz, który go utrzymuje...
Zaczęto się śmiać.
— Doszedłem jednéj rzeczy, — szepnął ktoś inny, — kuchmistrz ma śliczną córeczkę... coś tam się musi święcić...
Kilku młodych paniczów usunęło się na bok...
— Widział kto z was tę córkę?
— Ja, — odezwał się jeden.
— Jak wygląda?
— Lat pietnaście, figurka prześliczna, twarzyczka niczego, utalentowana...
— A nie możnaby mu jéj pochwycić? rzekł pierwszy.
— Jakto, nie można? potrzeba!! djabli muszą djabelskiego spłatać figla... Panienka tak czy owak padnie ofiarą czyjąś prędzéj lub późniéj... Wielka mi rzecz, córka traktjernika...
— Ale chyba djabli pociągną na węzełki...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/189
Ta strona została skorygowana.