Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/19

Ta strona została skorygowana.

nego, osłupiającego, bo gdy o nim mówią, blednieją z podziwu, usta im drżą... i jakby przerażone milkną.
— A ty się nie lękasz?
— Jaka bo ty jesteś, Nińciu... ale ja tego właśnie dlatego tak pragnę, że się lękam...
Nina śmiała się smutnie, wstała z sofy powoli, jakby chciała przyjaciołkę pożegnać.
— Stój, czekaj, nie puszczę... więc pewno?... więc po południu?
— Stanie się wola twoja, — odrzekła Nina, — tak jak zawsze, gdy ty czegoś się uprzesz zażądać, ale pamiętaj droga Gietto... jeśli... potém nie będziesz rada z konferencji, nie składaj na mnie winy, tak jak to ty zwykłaś, gdy ci się co nie uda...
Brew gospodyni zmarszczyła się nagle groźno... targnęła za suknię stojącą przyjaciołkę.
— Co to ty powiedziałaś? powtórz. Że ja zwykłam winę składać na drugich?.. kiedy i jak to było?..
Poważnie z macierzyńskiem prawie u-