Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/192

Ta strona została skorygowana.

ciekawości dziecięcéj budził się też instynkt niewieści, potrzeba sercowa przywiązania się do kogoś, do czegoś, opiekowania macierzyńskiego.
W najpłochszych istotach natura na chwilę przynajmniéj odzyskuje czasem swe prawa.
Starościna czuła, jakby tęskniła już za tym nieznajomym, którego wszystko prześladowało. Właśnie dlatego, że cały świat się nań spikał, że nieznośny mąż go nie lubił, piękna Gietta wybierała się pocichu go kochać bardzo, bronić, pomagać... ale jak? nad tém łamała sobie głowę? Jak?
Pierwszy raz może trzpiot, którego widywano zawsze wesołym, roztargnionym, różowy pyszczek wtykającym gdzie tylko śmiech było słychać, zadumał się, zadumał...
Intryga tajemnicza miała dla niéj urok niewysłowiony... na nią trzeba było tylko odwagi? a na téj nie zbywało jéj wcale.
Z podziwieniem przechodzący patrzali na starościnę zamyśloną, pokazywano so-