bie ten fenomen osobliwszy... Siemionowicz ją mijał właśnie... postrzegła go.
— Cher Comte — zawołała — proszę was... powiedzcież mi, bo nie miałam spytać czasu, gdzież wy to książątko znaleźliście? Gdzież on mieszka?
— A! pani starościno — z uśmiechem odparł hrabia — trudno to opisać... dosyć powiedzieć, że w Marywilu... żaden ze sług pani nie zgodziłby się pewnie pomieniać z nim na mieszkanie... Jedna szczupła izdebka...
— Na piętrze?
— Tak, na piętrze...
— A jest ich tam wiele?
— Jak w ulu... dobrze się namęczyłem nim ten numer szósty znalazłem.
Starościna dziwnie chwyciła uchem numer...
— Szósty! szósty! — powtórzyła po cichu — sam jeden...
— Tak, sam jeden, jak się zdaje... a ubogo! ubogo!
— Biedny chłopiec... nie ma rodziny
— Zdaje się, że nikogo prócz ciote-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/193
Ta strona została skorygowana.