Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/20

Ta strona została skorygowana.

czuciem Nina powoli pocałowała ją w czoło, wzdychając...
— Tak to mi się wyrwało... niewiedzieć co! — rzekła niemal zawstydzona, — przepraszam cię.
Spojrzały na siebie, w oczach Gietty był tłumiony gniew, który może tylko dlatego powstrzymała, że potrzebowała przyjaciołki, że jéj teraz drażnić nie chciała... ale upomnienie się o wyrządzoną sobie krzywdę odłożyła na potém i zapisała ją w rubrykę długów do odzyskania...
Żegnały się, gdy kamerdyner wszedł oznajmując pana starostę, męża gospodyni, i tuż w ślad za nim na progu ukazał się on sam.
Zdziwić to może nieświadomych ówczesnego obyczaju domów na pańskiéj stopie utrzymywanych, że mąż się oznajmywał z wizytą swéj żonie. W istocie jednak pańskie owe stadła urządzone były w ten sposób, iż pani miała dom i służbę, apartamenta i towarzystwo zupełnie oddzielne, pan swoich ludzi, konie, pokoje, przyjaciół, przyjaciołki, a tylko w nadzwyczaj-