Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/209

Ta strona została skorygowana.

Mais c’est monstrueux i nie mogę powiedzieć chyba po cichu.
— Cóż takiego?
— Młodzież djabelska porobiła zakłady, że jeden z nich wśród białego dnia przez Krakowskie i Nowy Świat przejedzie w powozie stojąc... nagi!
— A! — panie sobie oczy pozakrywały.
— To żart chyba.
— I jakże chcecie potém, żeby nas lud i ulica szanowały? — rzekł Mniszech — my sami abdykujemy.
— Przepraszam cię kochany marszałku, — przerwała pani Zamojska, — fakt jest smutny, ale prędzéj dowodzi pewnéj brawury i zuchowstwa, niż abdykacji.
— Jednakże wolałbym, żeby król Beppa trochę połajał, — rzekł marszałek, — i polecił mu powstrzymać to szaleństwo... To zrobi wrażenie okropne.
Król słuchał półuchem, ruszał ramionami, nie wierzył... Rozmowa zaczynała się rozdzielać i stawać cichszą, gdy bez oznajmienia wcisnął się do pokoju młody