Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/212

Ta strona została skorygowana.

— Ale wiesz... La societé est begueule, a lud co na nas patrzy, jeszcze więcéj...
Beppo ruszył ramionami zarumieniony.
— Wszyscy są niezmiernie ostrzy, gdy idzie o drugich, a powolni dla samych siebie...
To mówiąc Beppo, który się był przysiadł do marszałkowéj, wstał jakiś markotny i rzucił na Mniszcha wejrzenie wymówek pełne.
Otwarły się drzwi i oznajmiono, że wieczerza była podana. Król podał rękę pani Krakowskiéj — wyszli.
— Powiedzże starościnie swéj protegowanéj, — szepnął do marszałka, — jeśli chce, bym co zrobił dla książątka, niech mi się go postara zaprezentować.


Od czasu kradzieży papierów na Marywilu smutno było i dnie upływały na próżnych poszukiwaniach... Hirsz niezmordowanie śledził sprawcę, ale o tajemniczym jegomości z psem czarnym w całéj Warszawie dowiedzieć się nie było podo-