Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/216

Ta strona została skorygowana.

Trąba, który słuchał widocznie zły, porwał się nagle z krzesełka.
— Trzysta was mordowało, mościrdzieju! jak pana mego kocham, zakrzyknął, ja do gadania tego nie jestem... ale książę czy nie książę ma słuszność... Chcecie się bić, czy nie!!
Zabichowski tém wystąpieniem przeciw sobie przyjaciela zmięszany jeszcze bardziéj, napróżno dawał mu znaki... tamten na nie odpowiadał łajaniem.
— Ja tu nie po to... ażeby trzysta mordowało, adwokackie sztuki wyprawiać — zawołał — ale — szach-mach... Ręką w powietrzu pokazał krzyżową sztukę... — Bić się to bić, a nie, to bierz was djabli!
To mówiąc, podał rękę księciu, czapkę nasunął, Zabichowskiego przed sobą we drzwi pchnął i wyszli.
Scena skończyła się śmiesznie, ale Konstanty po niéj uczuł się jeszcze smutniejszym, siadł na łóżku i ponuro wpatrzył się w podłogę...
Był w jednéj z tych chwil życia stanowczych, w których się czasem rozstrzyga