jego poparta... i wyjdziesz z tego smutnego położenia, które mi serce sciska. Wszak pójdziesz... pójdziesz?
— Pani — rzekł smutnie książę — na niewiele się to przyda, a mnie uczyni wielką przykrość... Odłóżmy to przynajmniéj... w téj chwili...
Pocałował ją w rękę, nie kończąc.
— Pan to uczynisz dla mnie! dla mnie! dla siostry! — dodała. — Król jest dobry. Przecież to ci uwłaczać nie może... przed własnym królem skłonić czoło? on jest uprzedzony, dobréj woli... to zaprze drogę prześladowaniu, niechęciom, pomoże do procesu, da was poznać...
Prosiła go tak gorąco, z takiém naleganiem, że książę nie wiedział, jak się jéj tłómaczyć, nie śmiał sprzeciwiać.
Pani — zawołał — gdybym się nie lękał przedłużyć téj rozmowy, możebyś mnie lepiéj zrozumiała.
— A! prawda... tu z tobą długo mówić nie możemy, a ja tak jestem ciekawa i tak bym pragnęła przeciw całemu światu was ratować... Wiész pan co? Znajdziesz
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/220
Ta strona została skorygowana.