Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/221

Ta strona została skorygowana.

mnie zawsze rano o dziewiątéj w Saskim ogrodzie. Napisz, kiedy zechcesz bym przyszła, a nie śmiéj się z biédnéj kobiety, która chce grać rolę czarodziejki... i nie sądź źle o mnie.
Kniaź nie znał dawniéj Gietty, a ta, którą widział, tak była odmienną od téj, jaką cały świat w Warszawie uwielbiał, tak ją serce czy rola przybrana zmieniły, iż mimowolnie uczuł się dla niéj najgłębszą poruszony wdzięcznością. Sama śmiałość tego kroku, któryby może inaczéj mu się wydał, gdyby nie dla niego był uczyniony, napełniała go podziwieniem i zobowiązywała... Wśród tego zepsutego świata zdało mu się, że natrafił na anioła opiekuna...
Gietta zakręciła się raz jeszcze, chciała widzieć wszystko w téj ubogiéj izdebce... ubóstwo ją przerażało, nie miała wyobrażenia o niczém podobném. Ona, któréj życie tylu wymagało przyborów, ceremonjału, miejsca, sprzętu... nie mogła zrozumieć człowieka, co się obchodził czterema ścianami białemi i nędznym tłó-