Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/223

Ta strona została skorygowana.

ka. Stawić czoło, nie było podobna... a ujść, nie znaczyłoż znowu uznać się słabym i zwyciężonym?..
Nie upłynęło pół godziny, kniaź się zbierał wyjść, gdy Metlica pokazał się w progu, minę miał posępniejszą niż zwykle, spojrzał na kniazia jakby z wymówką i żalem... jego niewyczerpana rzeźwość umysłu i wesołość dziś w jakiémś zaprzątnieniu głębokiém utonęła.
Pozorem do przyjścia było oporządzenie izdebki, ale w istocie z czémś on inném przybył, co mu wypowiedzieć było ciężko. Coraz spoglądał na pupila, wzdychał i niby porządkował na stolikach, ale Konstanty uważał, że co naprzód położył na lewo, w chwilę potém przerzucał na prawo, tarł czuprynę, chrząkał i poglądał.
Niewiadomo, jakby się to było skończyło, gdyby nie przypadek. Starościna odrzucając kwefik rozwiązała widać małą koronkową chusteczkę czarną à la Marie Antoinette, którą miała na szyi; chusteczka upadła i nikt jéj nie postrzegł, aż dopiero pan Grzegórz Metlica podniósł ów