Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/226

Ta strona została skorygowana.

kobieta rozważna i rozsądna, nie trzpiot... znalazłaby inny sposób widzenia się z księciem.
Konstanty zamilczał; Metlica postrzegł, że go zmartwił i już żałował zbytniéj surowości.
— Licho bo tę Julkę na korytarz przyniosło — mruknął ruszając ramionami... niewiedzieć jak jéj to wytłómaczyć... Jeszcze dziewczyna ciekawa i plecie niewiedzieć co.
— Ale cóż takiego?
— A no, okazuje się, że drzwi były na klucz zamknięte.
Kniaź się zarumienił.,
— Naturalnie — rzekł — chciałżeś, bym ją na to naraził, aby ktoś u mnie zastał?
— Już nie pytam... ale czyż to jaka wielka pani? — westchnął Grzegorz...
Kniaź zamilkł.
— Jabym do stu katów wolał, żeby to była jaka... bałamutka... to by było mniéj groźne... a z wielkiemi paniami...
Ruszył ramionami i rękami machnął.