— Jedno ci mogę powiedzieć przecie — przerwał kniaź, któremu myśl nagle błysnęła jasna — to powód jéj przybycia.
Metlica zwrócił głowę, ale znać było niedowierzanie.
— Ta pani wyrobiła mi posłuchanie u króla i przyszła żądać po mnie, ażebym mu się prezentował.
Grzegórz podparł się na stole, słuchał nic nie odpowiadając... kiwał głową.
— A wy coście na to odpowiedzieli?
— Bronię się, to się na nic nie przyda... Dotąd szedłem pewną, wyznaczoną i jasną dla mnie drogą, wiedzieliśmy cośmy czynili, raz wpadłszy w labirynty dworu, wielkiego świata, stosunków... człowiek nie wie jak daleko zabrnie i w co go ocieranie się o tych ludzi i stosunki te obrócą...
— No tak — rzekł Metlica — ale gdyby nam Korjatówkę oddali! dalipan jużbym czarnéj chusteczce przebaczył jéj niewczesną czułość.
Kniaź się uśmiechnął.
— Więc radzisz!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/227
Ta strona została skorygowana.