Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/228

Ta strona została skorygowana.

— E! e! ja nic tu nie radzę i o niczém nie chcę wiedzieć, to już nie moja rzecz... wysokie progi na moje nogi... ale czemu nie iść! król by nie zjadł... zębów biedaczysko nie ma dawno...
Zamilkł, a po chwilce rzekł po cichu, jakby sam do siebie...
— To chyba musi być stara baba, ale tém ci gorzéj.
Kniaź się uśmiechnął... Oba stali naprzeciw siebie po raz pierwszy przedzieleni tajemnicą.
— Ale co u licha Julce powiedzieć? — mruczał kuchmistrz — co mojéj żonie?.. Powiem że siostra, nie uwierzą... że... że... no — dalipan... tłómacz się im książę sam gdy na obiad przyjdziesz... bo ja nie potrafię...
Pomruczawszy chwilę jeszcze Metlica, bardzo ostrożnie sięgnął do kieszeni, dobył z niéj pięć dukatów i położył je po cichutku na stoliku, potém oddalił się od niego zmiatając kurz, ustawiając krzesełka, regulując zaniedbane położenie tłomoczka i wyprawując odzież na właściwe