Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/23

Ta strona została skorygowana.

Popatrzył na żonę, która z kokieterją dwoje rąk białych zarzuciła w tył i sparłszy na nich główkę leżała, jakby spoczywając...
— Jakże dziś? czy znowu trafiam na muszki w nosie? Nerwy? migrena? kaprysiki?..
— Jak tylko pytasz o nie, to je rodzisz! — zawołała Gietta, — ale wy wszyscy, mężczyzni jesteście despoci... wam trzeba, żeby nieszczęśliwa kobieta na rozkaz była dla was wesoła, żeby jak piesek skakała na dwóch łapkach przed wami...
Starosta westchnął tylko ironicznie się uśmiechając.
— Nieszczęśliwe ofiary tyranji naszéj! — zawołał załamując ręce komicznie. — Cóż więcéj?
— WPan jesteś nieznośny! wiesz, że ja żartów nie lubię...
— Ale cóż lubisz? — spytał mąż.
— Jak to? więc serce nie umie odgadnąć co ja lubię? więc ja muszę mówić... a! to nieznośne! przyznaj, że to jest... najgrawanie się z kobiety...