szka, pamiętająca może książąt mazowieckich.
Na Krakowskie cisnęła się ludność, która albo widzianą być chciała lub widzieć pragnęła. Oprócz pałaców zajętych przez ich właścicieli z wielkiemi dworami, domy były powynajmowane deputatom na sejm, i téj ludności, którą ruch sejmowy tu ściągał. Gdy na dalszych przedmieściach w najwięcéj uroczystych dniach było zupełnie pusto... na Krakowskiém dzień i noc toczyły się powozy, a przed pałacami, którym brakło dziedzińców, stały godzinami, niemal dniami przepyszne ekwipaże pańskie. Wspaniałe sklepy towarów angielskich i francuzkich, gdyż przemysł krajowy mimo starań Tyzenhauza mało jeszcze był widoczny, zwabiały nieustannie kupujących.
Były to, jak Jaszewicza, Hampli i kilku innych, prawdziwe bazary, w których od żelaztwa do perfum, od rękawiczek do powozów, wszystkiego dostać było można po niesłychanie drogiéj cenie.
Tego dnia na krakowskiém przedmieściu
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/230
Ta strona została skorygowana.