Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/234

Ta strona została skorygowana.

Środkiem ulicy rozstąpił się tłum jak fala kołysząc; powóz, konie i powożący błysnąwszy jak zjawisko niepojęte, niezrozumiałe, znikli pędząc daléj ku Nowemu światu... Oczy wszystkich pobiegły za śmiałkiem, a ludzie zostali w jakimś rodzaju osłupienia.
Dopiero gdy pierwsze odeszło zdumienie, można było dostrzedz wrażeń, jakie uczyniło to nadzwyczajne zjawisko. Starzy byli posępni i jakby strwożeni, kobiety śmiały się i ruszały ramionami, lud sarkał... W kupkach słychać było szemrzących.
— Za co to nas mają panie Macieju i całe ono miasto?..
— Ot, do czegośmy doszli!..
Młodzież śmiała się i poklaskiwała, poważni ludzie zamyśleni milczeli... Widowisko było skończone, tłumy powoli rozchodzić się zaczęły... ale na długi czas zostało im mówić o czém. Konstanty był oburzony i zawstydzony razem.
Jakkolwiek wypadek ten miał znaczną część ludności stolicy za świadków, wiele osób upierało się weń nie wierzyć, inni