Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/235

Ta strona została skorygowana.

upewniali, że ów woźnica był ubrany w trykoty, inni woleli milczeć cale i składać na bałamutne potwarze.


Wypadek, o którym wspomnieliśmy, miał to szczęśliwe następstwo dla naszego bohatera, że na czas jakiś odwrócił uwagę od niego. Warszawa łaknąca nowości miała się czém zająć przez dni kilka, z wyjątkiem bowiem domów największego świata, spokrewnionego z dworem, w których unikano wspomnienia o tém i gdzie nikt nie śmiał się nawet odezwać o dziwnym kursie, wszędzie na różny sposób komentowano historję, nadając jéj różne znaczenie. Jedni ją starali się zmniejszyć do rozmiarów dziecinnéj igraszki, drudzy używali za dowód niesłychanego zepsucia obyczajów w młodzieży, która źle rozpoczynała życie, obiecujące się być dla niéj wcale niełatwém. Znaleźli się tacy, co wystąpienie na reducie zbliżali z tą eskapadą, jak ją świat wielki nazywał i usprawiedliwiali oburzonego cenzora.
Wszyscy pocichu powtarzali sobie imię