Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/24

Ta strona została skorygowana.

— Wiesz co, kochana starościno, mówmy o czém inném...
Gietta westchnęła.
— Tak jest... o czém inném... Co pan dziś robisz?
— Ale naprzód w téj chwili jadę na sesję sejmową, — rzekł starosta, — a na chwilę jeszcze do Małachowskiego... Posiedzenie będzie ożywione, wątpię, żebym mógł przybiedz na objad w porę, wyskoczę na chwilę do Radziwiłłów, aby co przekąsić... wieczorem jesteśmy u księcia podkomorzego, a może na chwilę wbiegnę na redutę... a pani?..
— Pani będzie jeść objad w domu... po objedzie ma być u kasztelanowéj, potém zobaczymy! Nie cierpię z góry układanych planów na dnie całe, to paraliżuje zabawę, to jéj odejmuje wdzięk cały... ja tylko tém się cieszę, co jest niespodziane...
— I nie zobaczymy się?
— Aż jutro... — prędko dodała Gietta.
To mówiąc spojrzała nań, był smutny, ale milczał.