— Mylisz się, ale pomagać ci nie będę, odparła Nina spokojnie.
— Jakto? ze strachu tylko, aby na moją panią co nie paplano, twe złote serduszko wyrzecze się dobrego uczynku? A! dodała, tegom się po tobie nie spodziewała. Nie chcieć pomódz biednemu, gdy to nicby cię nie kosztowało, nie podać temu ręki, dać mu zginąć marnie.
— Ale moja najdroższa, zkądże znowu w tobie czułość taka?
Gietta się pogniewała.
— Ty mnie posądzasz, ale ja go raz czy dwa tylko w życiu widziałam.
— I główka mi się zapaliła.
— No, to co? przecież od tego do... do czego i serjo... bardzo jeszcze daleko... A! ty jesteś nielitościwa.
— Gietto, ty jesteś nad wyraz nieopatrzna i samowolna.
— Jestem taką, jak mnie Pan Bóg stworzył, odrzekła wstając starościna i chciała już rozgniewana odchodzić, ale po namyśle usiadła znowu.
— Nie dobra jesteś Nino, mówiła, ba-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/241
Ta strona została skorygowana.