dych chłopców na Marywil... z którymi rozmowę prowadzi się przy drzwiach zaryglowanych.
Starościna zbladła, poczęła drżeć i wybuchła gniewem.
WPan jesteś podły, nikczemny; śmiesz mnie szpiegować! Otóż w tém niéma nie oprócz litości...
— Ale ona osobliwszym sposobem wygląda — rzekł szydersko starosta — i jutro może się zmienić na wcale co innego...
— Więc cóż? co? chcesz mnie w. pan zamknąć?
— Ale bynajmniéj! — zawołał starosta — chcę panią uwolnić od natręta... podajemy się do rozwodu.
— Do rozwodu!! cha! cha! — rozśmiała się starościna — ale to najmilsza nowina, jaką mi pan mógłeś zwiastować! Do rozwodu! bardzo dobrze.
I odstąpiwszy od toalety, ceremonjalném dygnięciem pożegnała męża.
Starosta stał osłupiały... bądź co bądź spodziewał się więcéj żalu, łez, nerwów,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/246
Ta strona została skorygowana.