Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/25

Ta strona została skorygowana.

— I to się nazywa małżeństwem? życiem dwojga istot, które sobie miłość, wierność, wspólność wszystkiego zaprzysięgły?..
Starościna się rozśmiała.
— Ale cóż ty chcesz, — przerwała skubiąc róg szalu, — żebyśmy się zamknęli na wieki wieków tête-à-tête, między czterema ścianami, żebyś ty mnie, ja ciebie znienawidziła co prędzéj... A tak... przynajmnéj ty tęsknisz i wzdychasz...
— A pani? — zapytał mąż z rezygnacją.
— Pani się — uśmiecha... — odpowiedziała Gietta.
— Powiedz, że się śmieje całemi ustami... i całém sercem, bo dla kobiety nie ma nic przyjemniejszego nad męczenie powolne ofiary, zwłaszcza kiedy czuje, że ona cierpi...
Vous êtes adorable! — przerwała błyskając oczyma pieszczoszka, — ktoby powiedział, że kochanek najczulszy, a to prozaiczny pan małżonek...
— Czy małżonek nie może być kochankiem? — spytał starosta.