Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/255

Ta strona została skorygowana.

chciałbym się raczéj pozbyć, niż go świetniejszym uczynić. To, co pani dla mnie marzysz, poczytywałbym sobie za nieszczęście, za klęskę, za kłam zadany sobie samemu.
Wierz pani, że wdzięcznym jéj będę całe życie, ale...
— Słuchać nie będziesz — dodała, ruszając ramionami.
— Bo nie mogę.
— Aleś przecież winien to przodkom swoim, imieniu...
— Im winienem tylko, bym nieskalane nosił to imię. Podźwignąć je nie w mojéj mocy. Ambicji nie mam żadnéj.
— A, to być nie może... ale cóż książę poczniesz? mów!
— Jeśli wygram proces, pójdę gospodarować i zakopię się na wsi; jeśli go przegram, jak prosty plebejusz będę pracował...
— Popsuli cię, mości książę; znać, że byłeś w towarzystwie ludzi nizkiego pochodzenia... Ale ja nie rozumiem, co za