Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/257

Ta strona została skorygowana.

świadkiem swojego tryumfu. Po raz drugi już spotykał ją Konstanty, ale przy owym obiedzie ledwie widział ukradkiem, teraz dopiero mógł się przypatrzeć lepiéj. Poważna ta piękność zrobiła na nim wrażenie, nawzajem Konstanty skromny, surowy, nieśmiały, podobał się kasztelanowéj. — Takich jak on ludzi wśród młodzieży nie spotykała.
Nina potrafiła go ośmielić tém, że go lepiéj od starościnéj pojmowała. Znajomość poczęła się od téj poufałości sympatycznéj, która zwykle trwałe zapowiada stosunki. Tymczasem starościna bawiąc się nowém gospodarstwem, biegała, kręciła się, a z pod oka poglądała na tych ludzi dwoje, którzy od pierwszych kilku słów wymienionych z sobą byli już jak od wieków dobrzy znajomi.
— Wiesz Ninciu — szepnęła jéj na ucho — jestem zazdrosną, bałamucisz mi mego księcia.
Kasztelanowa się rozśmiała, ale rumieniec na twarz jéj wystąpił.
Wszczęła się na nowo rozmowa o wsi