Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/263

Ta strona została skorygowana.

potrzebujące téj interwencji natury, w owym czasie bowiem pan Bóg tylko opiekował się porządkiem w stolicy. W innych częściach odleglejszych miasta około północy, pomimo pierwszy raz czasu sejmu zaprowadzonych straży i patroli, niebardzo było bezpiecznie przechadzać się dla użycia świeżego powietrza, ale na Miodowéj, Senatorskiéj, Krakowskiém, całą noc niemal krążyli wracający z późnych wieczorów, teatrów, assambli panowie, słudzy, ekwipaże... Jeżdżono z pochodniami, często więc wśród ciemności kawalkata ognista dozwalała się zorjentować, gdy ulice albo wcale oświetlone nie były, lub nędznie bardzo, a około północy każdy musiał się własną latareńką posiłkować. Nie było to wygodném, ale dramatyczném i malowniczém...
Konstanty wyszedłszy od starościnéj wlókł się zwolna do domu, potrzebował ochłonąć, oprzytomnieć, zrozumieć lepiéj położenie swoje, obmyślić przyszłość; więcéj niż kiedy ta kobieta go przerażała. Był jéj winien wdzięczność, ale nie mógł