oddać życia w ofierze... Niespokojny, niepewien co pocznie, dochodził do bramy Marywilu, gdy hałas z wnętrza, ruch niezwykły... bieganie ze światłem, naostatek głos Metlicy podniesiony i groźny uderzyły go tak, iż kroku przyspieszył.
W garkuchni było tylko kilka osób w milczeniu otaczających Grzegorza, który stał w środku sali w postawie tak tragicznéj, tak podnieconego gniewem człowieka... jakby coś nadzwyczajnego, strasznego mu się trafiło. Nieco opodal pani Minna płakała chodząc bezprzytomna... Wszystka służba była we drzwiach, wśród izby, częścią na ulicy... Mnóstwo osób mieszkających na Marywilu zbudzonych tą wrzawą... gromadziło się na podwórku, w progach mieszkań. Cała ta część gmachu przedstawiała obraz niezwyczajny i wróżący jakiś wypadek, którego Konstanty wcale się znaczenia domyśleć nie umiał.
Wprawdzie garkuchnia bywała nieraz teatrem kłótni, awantur i sporów, w których do bójek przychodziło, ale potężny
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/264
Ta strona została skorygowana.