Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/271

Ta strona została skorygowana.

— Rób sobie co chcesz.
Konstanty pobiegł i znalazł Hirsza, który będąc pewien, że się bez niego nie obejdzie, ze swym daszkiem zielonym i laską w ręku czekał dawno w kredensie. Żyd był tak spokojny i zimnéj krwi, jakby szło o skradzionych łyżek parę.
Wstał, powoli z powagą na widok młodego kniazia, uchylił jarmułkę i czekał.
— Panie Hirsz, — zawołał Konstanty, — jeden ty na ślad tego złoczyńcy naprowadzić możesz... widzisz rozpacz tych rodziców, jesteś sam ojcem.
— Z przeproszeniem, mam onuki, — szepnął Izraelita,
— Zlituj się nad nieszczęśliwymi.
— A co tu proszę księcia robić? — zapytał żyd, — to jest prawda, że ja mogę wiedzieć przez swoich o wszystkich złodziejach, którzy kradną srebro i garderobę, ale kto dojdzie takiego, co kradnie dziewczęta? Gdzie jego szukać? to może być, bez urazy, jaki książe, albo graf, bo oni są na tę zwierzynę najłakomsi.., a co