Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/275

Ta strona została skorygowana.

rek za miastem w okolicy Mokotowa, gorączkowo sprzęty swe przewozić kazał, a że teraz całe jego przywiązanie zlało się na Konstantego, nie zapomniał o pomieszkaniu dla niego, chcąc i jego za sobą pociągnąć. Zdziwił się bardzo, gdy około południa otworzywszy drugim kluczem mieszkanie Konstantego, nie znalazł w niém nikogo, a baczném okiem dopatrzył, iż musiał gdzieś w nieco dłuższą wybrać się drogę. Grzegorz znał tak dobrze zapasy garderoby swego pupilla i użytek, jaki on z nich robił, przenikał tak jego myśli, iż odrazu dorozumiał się, że chłopak trafiwszy na ślad, za Julką poleciał.
Łzy mu się w oku zakręciły.
— Daremny zachód — zawołał — gdy się człek rzuci do wody, choć go nurek wyciągnie, już tylko trupa na wierzch dobywa... a nie wszystkoż jedno, czy trup zgnije w ziemi czy w wodzie!!
Machinalnie Grzegorz poustawiał wszystko, uporządkował... i zdało mu się, że te szczęśliwsze czasy powróciły, gdy we-