sół gospodarzył tu, niedotknięty jeszcze ręką nielitościwego losu.
Przez otwarte drzwi zobaczył opartego na kiju Hirsza, który stał i przypatrywał mu się, a nie śmiał odezwać. On też pytać się go obawiał.
Żyd zbliżył się do progu, podparł na kiju... i chrząkał. Metlica wściekle zamiatał. s
Naostatek podniósł głowę Grzegórz i zapytał go:
— Ty wiesz, dokąd on pojechał?
Hirsz potrząsł głową, nic nie mówąc.
— Bo to pewna, że pojechał — dodał Metlica. — Czyś się co dowiedział?
Żyd ruszył ramionami.
— Poczciwy, dobry chłopak, choć książę — dodał Metlica. — Ale już oni go ciągną; a jak go sobie przyswoją, odezwie się krew... nie daj Boże... zostanie takim, jak oni. Tylko nie, nie!... na to poradzić trzeba; dosyć tych djabłów chodzi po świecie. Trzeba jednę duszę ocalić. Jeszcze nie zepsuty.
Rozmowa przerwała się na tém. Żyd,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/276
Ta strona została skorygowana.