Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/279

Ta strona została skorygowana.

niem odzyskania Julki i pomszczenia się na uwodzicielu. Wyprawato była niebezpieczna, ciężka dla człowieka nieobeznanego z krajem i samego jednego, ale uczuwszy jéj obowiązek, nie wahał się Konstanty ją przedsięwziąć. Rankiem puścił się przez most i przebywszy już okolicę bezleśną, a zaczynającą się domkami zaludniać, wjechał w gąszcz lasów, które w tę stronę na długiéj rozciągały się przestrzeni. Rachował, że raz popasłszy konia, stanie przed wieczorem na miejscu. Bucefał puścił się kłusem twardym, trzęsącym, ale wyciągniętym, tak że inny koń aniby mu galopem nie sprostał. Można mu było puścić cugle, gdyż nie potrzebował w drodze żadnéj wskazówki, wybierał sam ścieżki, a niczego w świecie się nie uląkł. Mijał przejeżdżających zręcznie, szukał cienia, a z dobrego humoru zrywał liście po drodze dla ochłodzenia sobie pyska.
Konstanty tylko głaszcząc go i klepiąc natrętne muchy i bąki opędzał... a nie-