Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/28

Ta strona została skorygowana.

Zamyśliła się, co się jéj rzadko trafiało, potém westchnęła, co także nie było jéj zwyczajem; widocznie ten maż zakochany ją nudził.
Zegar na kominie, w którego ozdobach porcelanowych także amorki grały rolę niepoślednią razem z pasterkami, wskazywał godzinę późną... trzeba się było ubierać... Gietta krokiem znużonym od sofki powlokła się przez salon, parę pokojów i znikła w tajemniczych głębinach niedostępnego apartamentu, poświęconego wielkiemu obrzędowi przystrojenia. Wszystkie drzwi się pozamykały, cisza głęboka zaległa pałacyk, pani trapiła teraz nieszczęśliwe swe sługi złym humorem, który wyniosła z salonu.
Z rana jeszcze pragnęła niezmiernie widzieć tego tajemniczego proroka odgadującego, jak powiadano, przyszłość... tłómaczącego przeszłość... szepczącego do ucha o wypadkach, o rzeczach, o których nikt a nikt w świecie nie wiedział; a teraz, gdy się zbliżała godzina konsultacji psychjatrycznéj, czuła się wielce niespo-