Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/280

Ta strona została skorygowana.

kiedy zażywał głosem, ostrogi ni rózgi nie potrzeba było.
W ostatniéj wsi wedle wskazówki Hirsza w karczmie u żyda, do którego dano mu karteczkę, należało się dowiedzieć o drogę do wsi leżącéj na uboczu.
Przed wieczorem jeszcze dostał się szczęśliwie podróżny do gospody i nie tracąc czasu, wytarłszy konia, pobiegł do gospodarza. Wysoki, chudy żyd milczący odebrał ów list rekomendacyjny z pewną dumą, uchylił czapki przeczytawszy kilka wyrazów i poprosił spocząć do izby. Nie byłoby to może księcia inaczéj spotkało, gdyż wyglądał raczéj na oficjalistę pańskiego niż na pana. Gościnny arendarz napróżno go chciał wypytywać o zdrowie i powodzenie znakomitego swego przyjaciela Hirsza... niewiele mu odpowiedziawszy począł naglić podróżny o pokazanie sobie drogi do wioski.
— Do wioski? — zapytał arendarz — czy jaśnie pan ma interes do ekomona?
— Nie... do hrabiego samego... on tu być musi.