Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/284

Ta strona została skorygowana.

pojedyńczych (na owe czasy bardzo kosztownych) okrywały bluszcze i pnące się rośliny. Cisza panowała do koła, nikogo koło domku, na progu, nigdzie, drzewa tylko szumiały posępnie. Gdy kniaź furtkę uchylił, nikt nie wyjrzał, nikt się nie ukazał. Poszedł więc daléj śmiało. Drzwi stały wszędzie otworem, milczenie panowało w chacie jakby nikt tu nie mieszkał. Z progu widać było w prawo i w lewo pokoje wcale nie po wiejsku urządzone, jakby na przekorę słomianemu dachowi i prostocie zewnętrznéj. Wszędzie biły w oczy ogromne zwierciadła, wytworne sprzęty, złocenia, dywany. Ale jak w zaczarowanym pałacu w bajce nie ukazywał się nikt. Na stole w pierwszym pokoju stało jeszcze niezebrane przykrycie do stołu, od którego widocznie dwie osoby wstały przed niedawném. Na jedném krześle wisiał przepyszny szal kobiecy, na inném męzki płaszcz zrzucony... Kniaź miał wstręt do dalszego śledzenia i zawrócił się od progu; ale co było począć? czekać??