— Nie rozumiem... osoba, o któréj mowa, do któréj braterstwa się waćpan przyznajesz, poszła ze mną dobrowolnie.
— Być może — odparł kniaź — ale poszła zwiedziona przez was bezczelném i podłém kłamstwem, obietnicą małżeństwa, gdy całemu światu wiadomo, że waćpan jesteś żonaty.
Na te słowa Julja, krzyknąwszy, puściła rękę hrabiego i odepchnęła go gwałtownie.
— Mów! — zawołała — to prawda? tybyś był żonaty?
Hrabia się uśmiechnął złośliwie.
— To cóż? — rzekł — mogę się przecież kiedyś rozwieść. A gdybym się nie ożenił, przecież człowiek mojego stanu może krzywdę córce traktjernika nagrodzić.
Julka usłyszawszy ten sarkazm, padła zemdlona, a hrabia począł niecierpliwie w dłonie klaskać, wołając ludzi na ratunek.
Konstanty trząsł się z gniewu.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/287
Ta strona została skorygowana.