— Podły! bij się! — zawołał — bij się, lub w łeb ci jak psu strzelę...
Hrabia czy nie dostrzegł pistoletów, czy lekce sobie ważył groźbę, postąpił krok naprzód i pejczem, który trzymał w ręku, smagnął kniazia przez ramię.
W mgnieniu oka Konstanty, nie zastanawiając się nad tém co czyni, dobył broni, zmierzył krótko i strzelił. Hrabia okręcił się dziwnie na nodze, chwycił za piersi i padł.
Kula ugodziła go w serce.
Wszystko to stało się w tak krótkim przeciągu czasu, iż służba nie miała czasu nadbiedz.
Ale wystrzał obudził omdloną, która z obłąkaniem ujrzawszy trupa, rzuciła się do Konstantego.
Jedna ta chwila zmieniła w niéj uczucie... Przerażona tuliła się do zbawcy, wołając: bierz mnie ztąd! uciekajmy! na miłość Boga... uchodźmy...
Było w tych wyrazach coś takiego, co mogło obłąkanie zapowiadać; Konstanty podał jéj rękę a raczéj uniósł ją ztąd
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/288
Ta strona została skorygowana.