Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/291

Ta strona została skorygowana.

potrzeba. Bucefał z zadziwiającym instynktem kierował się ku Warszawie, a biegł daleko prędzéj i pewniejszym krokiem, niż we dnie.
Wiosenna noc, mimo cieniów lasu nie była zbyt czarną, a gdy się oczy z nią oswoiły, dozwalała uniknąć niebezpiecznych przejść na rozbitym gościńcu. W ciemnościach pomijali wozy, ludzi i tabory całe furmanek spieszących z różnym towarem do Warszawy. Gdy te zbytnio zalegały gościeniec, biały instynktowo szukał tak zwanéj objażdżki i przesuwał się zręcznie niedostrzeżony.
Na pół drogi koniecznie potrzeba było wreszcie odetchnąć koniowi i dać odpocząć Julji, którą siły opuszczały. Przed ciemną więc już gospodą zatrzymał się jeździec, zsadził swą towarzyszkę bezwładną i posłuszną, a sam miał wnijść do karczmy, gdy postrzegł powóz z latarniami spieszący ku Warszawie, który w téj chwili zatrzymał się także, aby wytchnąć koniom. Była to kareta pańska, przez któréj otwarte okno wyjrzała głowa ko-