posadziła obok siebie. Konstanty czule ucałował jéj ręce. Nie wiem, co się z nim działo i zkąd mu przyszła ta śmiałość, bo dłoń białą kasztelanowéj przycisnął do serca.
— Pani! — rzekł — jeżeli kiedy potrzebować będziesz człowieka, coby chętnie dał życie za ciebie, wezwij mnie. Będę szczęśliwym, jeżeli się mną posłużysz... Od chwili, gdym cię ujrzał raz pierwszy, wzbudziłaś we mnie poszanowanie i miłość, jakiéj nie czułem dla nikogo!
— Mości książę! — przerwała kasztelanowa, siadając do powozu, jakby go chciała powstrzymać.
— Przebacz mi pani i nie tłómacz za złe, com powiedział. Bóg wie, czy w życiu widzieć się będziemy jeszcze. Rodzice Julji mieszkają na Mokotowie... matka przyjdzie po nią.
— A wy, mości książę?
— Ja?.. nie wiem, co się ze mną stanie...
— Mówże mi wyraźniéj, jeśli masz zaufanie we mnie!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/294
Ta strona została skorygowana.