Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/300

Ta strona została skorygowana.

życzonego konia, który go ocalił od pierwszéj napaści mściwych dworaków hrabiego.
Brało się na brzask, gdy rozważywszy wszystko Konstanty, koniowi popręgi przykrócił, zapłacił w karczmie, siadł na białego i puścił się dobrym kłusem ku stolicy... Miał myśl wyprzedzić wóz z trupem wlokący się powolnie drogą piasczystą, wymijając go ścieżką jaką borową, gdyż po obu bokach gościńca nie zbywało na takich objażdżkach, w czasie błota i posuchy porobionych. Dobry kawałek drogi nie spotkał nikogo oprócz nędznych wozów chłopskich z drzewem, sianem i zbożem; nareszcie w dali poznał wóz okryty białym całunem, wziął się w bok gąszczami, konia nieco zagrzał, a Bucefał posunął się tak tęgim kłusem, iż gdy z boru znowu wyjechali na gościniec, jeździec ujrzał w znaczném oddaleniu za sobą żałobny ów pochód... i uspokojony, o ile koń zdołał, spieszył ku miastu.
Zbliżając się ku niemu, coraz gościniec stawał się ludniejszy, a przez most mimo