Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/306

Ta strona została skorygowana.

dozwoli mu usunąć się zupełnie, zamieszkać w dobrach, postarać o urząd, a przez stosunki wyrobić sobie pozycję, do któréj się czuł powołanym.
Zawcześnie było, ażeby się dostać do mecenasa, który z klijentami prawie codzień do godziny trzeciéj przy kieliszku i na rozmowie dosiadywał, ale dukat wsunięty w rękę głównego dependenta, manualisty ulubieńca... potrafił otworzyć drzwi i wyjednać posłuchanie. Mecenas tylko co był wstał i w tureckich butach, białym kitlu, z czapeczką na głowie zabierał się do kawy i korespondencji, gdy Grzegórz kniazia wprowadził. Nawykły do odgadywania myśli ludzkich, mecenas spojrzawszy po twarzach, wczoraj jeszcze uwiadomiony o porwaniu panny Julji, odgadł od razu, że się coś niezwyczajnego święciło...
— Mości książe — zawołał — czy znowu co zbroiliście, aby sobie proces utrudnić? Już po godzinie odwiedzin i zafrasowaném obliczu widzę coś niedobrego...