Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/309

Ta strona została skorygowana.

Metlica pozostał chwilę spoglądając na mecenasa, który mu szepnął:
— Niech jedzie do kaduka!!


Do uciech modnych wielkiego świata w téj epoce, w któréj wyczerpywano wszystkie do dna, siląc się na ich wynajdowanie — z przeczuciem, że się dożywa ostatka — należały wytworne konie i ekwipaże. Najpiękniejsze jednak u ludzi przyzwoitych nie powinny były trwać długo; zmieniać powozy, coraz z innemi pokazywać się końmi, a co miesiąc inną kompromitować kobietę, należało do dobrego tonu. Szał téj części społeczeństwa, która się chlubiła, że dała życie nieustraszonym stu djabłom, przechodził pojęcie, a w dzisiejszych ludziach spokojniejszego ducha obudzać może niewiarę.
Księciu Józefowi, który był luminarzem modnéj młodzieży, zawdzięczała Warszawa w téj właśnie chwili, inaugurację nowej instytucji, która w przeciągu kilku tygodni miała tak niesłychane powodze-