ostre w poręcz, a po niejakim czasie dwie czwórki jedna przed drugą. Stojąc na przedzie, w towarzystwie Wilkońskiego i którego z przyjaciół, przelatywał tak ulice, wymijał powozy — dokazywał cudów.
Po kabrjolecie pierwszym księcia Józefa pokazał się zaraz drugi współzawodniczący, potém trzeci i czwarty... Znajdowano je cudnie pięknemi, a choć wielu zazdrościło, dotąd tylko szlachta dobrze urodzona i mająca prawo popisywać się z kabrjoletami, jeździła niemi. Wszystko więc było w porządku... Tylko pięknym paniom, emancypantkom owéj epoki, zachciało się gorąco jeździć także kabrjoletami, a gdy panie czego zechcą, stać się to musi. Nauczyły się nawet potajemnie same powozić i jednego pięknego poranku kilka w tajemnicy największéj konspirowanych elegantek ukazało się w kabrjoletach, pozaprzęganych małemi tatarskiemi żwawemi konikami, po trzy siedząc rzędem. Środkowa trzymała wodze. Uciecha była niezmierna, przyklaskiwano z okien, tryumf zupełny... W kilka dni
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/311
Ta strona została skorygowana.